"Mission: Impossible - The Final Reckoning". Ostatnia taka misja. Jak wypadł wyczekiwany film?

Tom Cruise w filmie "Mission: Impossible - The Final Reckoning" /UIP /materiały prasowe

Ta przygoda trwa już blisko trzydzieści lat i - przynajmniej według zapowiedzi - właśnie dobiega końca. Ethan Hunt (Tom Cruise) ratuje świat po raz ostatni. I robi to w sposób spektakularny. Może nie na poziomie samej historii, ale efektów specjalnych i kaskaderskich popisów już na pewno. Przez te trzy dekady, wraz z ekscytacją kolejnymi niemożliwymi do wykonania misjami, zdążyliśmy się wszyscy trochę postarzeć. No dobrze, wszyscy… poza Tomem Cruise'em.

Jest to imponujące, że w wieku sześćdziesięciu trzech lat amerykański aktor wciąż wykonuje te wszystkie cyrkowe sztuczki. Kiedy jego rówieśnicy zasiedliby wygodnie w fotelu z gazetą w dłoni, Cruise wciąż ma ochotę testować swoje fizyczne granice. Przed trzema laty przy okazji filmu "Top Gun: Maverick" zaserwował obsadzie trzymiesięczny kurs przygotowawczy pod okiem pilotów marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, a sam w niektórych scenach pilotował jedną z maszyn. Tym razem odpuścił trochę innym bohaterom, za to dołożył sobie. Bo nie ma co ukrywać, że takiej zbitki fabularnej przeginki nie było w żadnej z poprzednich części. Cruise nurkuje w Morzu Beringa na głębokości stu pięćdziesięciu metrów i chodzi po dwupłatowcu, oczywiście w przestworzach. A gdy wypada z samolotu, pozostaje bardziej skupiony się na ratowaniu świata niż siebie samego.

Reklama

"Mission: Impossible — The Final Reckoning". Atrakcyjność podbijana kosztem historii

Brzmi to nieprawdopodobnie, ale ma swój urok. Tym bardziej że wszystko jest zrealizowane perfekcyjnie pod względem formalnym. Nie będę ukrywał, że były w filmie Christophera McQuarrie momenty, zwłaszcza sekwencja pod wodą, podczas których miałem gęsią skórkę i zatapiałem się w kinowym fotelu. Rozrywka pierwszorzędna. Niestety, skoro w "Mission: Impossible — The Final Reckoning" jest tyle efektownych scen, to coś musiało na tym ucierpieć. A tym czymś jest scenariusz. Oparty z jednej strony na nostalgii, bo co chwilę dostajemy tu jakiś ślad przeszłości, z montażową sklejką ze wszystkich poprzednich części na czele, z drugiej na dość jednak miałkiej opowieści o tym, co tu i teraz, czyli o ratowaniu świata po raz ostatni.

Mam wrażenie, że próg wejścia w tę historię nie jest wcale taki niski, bo pojawia się tu sporo zaszłości z poprzednich części. Tym samym oglądając "Mission: Impossible — The Final Reckoning", nie zaszkodzi przypomnieć sobie poprzednich części serii. Tom Cruise zmaga się tym razem nie tylko ze złoczyńcami. Głównym antagonistą jest sztuczna inteligencja, będąca na najlepszej drodze do przejęcia kontroli nad arsenałem nuklearnym całego świata. Nie jest to jedyne zagrożenie. Presja czasu sprawia, że któryś z przywódców może nie wytrzymać napięcia i wcisnąć przysłowiowy czerwony guzik. I właśnie tu, cały na biało, wchodzi Ethan Hunt.

"Mission: Impossible — The Final Reckoning". Marcin Dorociński powraca

Nie ma co ukrywać, że produkcje spod znaku "Mission: Impossible" były pomyślane od samego początku jako teatr jednego aktora. Nie ma tam specjalnie miejsca na rozwijanie bohaterów drugoplanowych, czy to po jednej, czy po drugiej stronie. Tak jest również i tym razem, przez co można odnieść wrażenie, że pozostałe postaci są tu trochę na doczepkę. Żeby nie było, że tylko Cruise radzi sobie ze wszystkimi, to tak jednego na dziesięciu antagonistów zostawia swoim kompanom. Swój epizod ma też Marcin Dorociński, który ponownie wcielił się w dowódcę zatopionego okrętu podwodnego.

Jeżeli szukacie w kinie autentyzmu i mocnego zakotwiczenia w rzeczywistości, to radzę omijać "Mission: Impossible — The Final Reckoning"  szerokim łukiem. W każdym innym przypadku jest duża szansa, że będziecie świetnie się bawić u boku Toma Cruise’a. Czyli zupełnie tak, jak ja.

7/10

"Mission: Impossible — The Final Reckoning", reż. Christopher McQuarrie, USA 2025, dystrybucja:  United International Pictures, premiera kinowa: 23 maja 2025 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
OSZAR »