Alex Garland i Danny Boyle nie zawiedli oczekiwań i dali nam film godny "28 dni później" z 2002 roku. Sequel nie jest kolejnym typowym filmem o zombie apokalipsie. Jest wizualnie wysmakowany i otwiera nowe pytania egzystencjalne. Jest to też kino na wskroś brytyjskie i postcovidowe.
"28 dni później" Danny Boyle’a i Alexa Garlanda jest dziś w tej samej szufladzie co cały zestaw kina o zombie, na czele z serialem "The Walking Dead", "Świtem żywych trupów" Zacha Snydera, "The Last of Us" czy "World War Z". Zapominamy jednak, że w 2002 roku temat zombie kojarzył się głównie z ojcem chrzestnym gatunku Georgem A. Romero. Garland inspirował się jego kultową "Nocą żywych trupów" (1968) i od początku chciał, by jego opowieść o zombie miała drapieżne społeczne tło, które przecież było szalenie ważnym elementem całej sagi Romero.
Danny Boyle chwilę wcześniej zekranizował książkę Garlanda "Niebiańska plaża" (2000) i dał się namówić na obce mu wcześniej gatunkowe kino. Mimo, że w tej wizji "zakażeni" nie zachowują się jak klasyczne zombie (są szybcy i wściekli), to "28 dni później" i sygnowana przez nich (jako producentów) kontynuacja "28 tygodni później" (2007) Juana Carlosa Fresnadillo wpisały się do klasyki "zombie movie". Powinniśmy jednak pierwszy film traktować jako wskrzeszenie mitologii zombie. Najnowsza odsłona jest jego bezpośrednią kontynuacją, co bardzo podniosło duetowi Garland/Boyle poprzeczkę.
"28 lat później" powstał w zupełnie innej epoce niż "28 dni później". Zdjęcia do pierwszego filmu z serii rozpoczęły się jeszcze przed atakami terrorystycznymi z 11 września i jego premiera miała miejsce w pierwszym roku nowej ery. Ery zagrożeń terroryzmem, inwigilacji i nadchodzących krwawych wojen. Teraz Garland i Boyle wracają w świecie postcovidowym, w którym regularne wojny toczą się z pełną mocą, a widmo kolejnych zaraz i lockdownów wpisały się na stałe w naszą podświadomość.
W pierwszym filmie cała Wielka Brytania była w kwarantannie. Dziś natomiast Wielka Brytania liże rany po Brexicie. Odseparowana na własne życzenie. Odseparowana przez gniew Brytyjczyków. U Garlanda to właśnie wirus gniewu zamienia ludzi w zombie. Jak on wygląda 28 lat po wydarzeniach z czasów, gdy bohater grany przez Ciliana Murphiego obudził się w apokaliptycznym Londynie i Manchesterze?
Ocaleni odseparowali się od wielkich miast i zbudowali osady, wierząc, że mogą w nich zacząć odbudowywać swój świat. Widzieliśmy taki zabieg narracyjny zarówno w "The Walking Dead", jak i "The Last of Us". Garland z Boylem nie starają się z tym schematem walczyć. Budują go jednak po swojemu. Pokazują nam wyspę, na którą dostać się można tylko w czasie odpływu. Osada jest samowystarczalna i mogłaby istnieć w takim samym kształcie kilkaset lat temu. Mieszkańcy, niczym ich przodkowie, bronią się łukiem i strzałami. Cóż, duch Robin Hooda odrodził się w czasach zarazy. 12-letni Spike (świetny Alfie Williams) przygotowuje się do męskiej inicjacji na zewnątrz wyspy. Nie zna świata utraconego przez jego rodziców i dziadków 28 lat wcześniej. Wbrew protestom przykutej do łóżka przez chorobę matki Isly (Jodie Comer), jego ojciec Jamie (Aaron Taylor-Johnson) bierze go na ląd. Chłopak musi przetrwać swoje pierwsze polowanie na zarażonych. To tam też konfrontuje się ze swoim wyobrażeniem męstwa.
Boyle otwiera film sceną z początku pandemii, gdy widzimy kilkuletniego chłopca Jimmiego, który ucieka przed zarażonymi do kościoła, gdzie posługuje jego ojciec pastor. "Ojcze czemuś mnie opuścił" - mówi, ściskając w ręku krzyż. Kim jest Jimmy? Przekonacie się w ostatniej scenie. Temat ojcostwa jest kluczem do całej opowieści Garlanda i Boyle’a. Ojcostwo i śmierć symbolizowane jest przez fantastycznie zagraną i napisaną postać tajemniczego dr Kelsona (Ralph Fiennes), którego Spike spotka na swojej drodze. Scena w krainie czaszek ma w sobie coś z "Czasu apokalipsy". Kelson nawet fizycznie przypomina pułkownika Kurtza, ale jego jądro ciemności ma inny wymiar.
Drugim tematem "28 lat później" jest odcięcie. Spike w pewnym momencie odcina się od swojej wyspy. Tak jak od świata, który poradził sobie z wirusem, odcięta jest cała Wielka Brytania. Trauma Brexitu jest u twórców silna i jej symbolika jest jednoznaczna. Nie powinno to dziwić nikogo, kto widział "Civil War", gdzie Garland neurotycznie przestrzegał przed rozpadem Ameryki. Tutaj nie jest tak publicystyczny i sama koncepcja Wielkiej Brytanii, będącej na kwarantannie, daje też powiew świeżości w całym kinie o zombie.
Spike poznaje w pewnym momencie żołnierza ze Szwecji, który pokazuje mu smartfona. Chłopak nigdy takiego urządzenia nie widział na oczy. Tak jak nigdy nie oglądał filmu i nie słuchał muzyki. Problemy "pierwszego świata", o których peroruje skandynawski żołnierz, którego łódź rozbiła się u wybrzeży Szkocji, są dla niego zupełną abstrakcją. A sam wirus? On ewoluował i mutował, tworząc zakażonych Alfa. Silnych, brutalnych i trudnych do wyeliminowania osobników, którzy potrafią żyć z wirusem i go wykorzystywać. Rozwijają też swoją inteligencję.
Zachwycające są zdjęcia Anthony’ego Doda Mantle, który już w pierwszym filmie niemal lirycznie malował brytyjską prowincję. Boyle przyzwyczaił nas w swoim kinie do punkowego wykorzystania muzyki i inteligentnie (nie efekciarsko) szybkiego montażu. Teraz powraca do swoich najlepszych filmów. "28 lat później" dowodzi, jaka jest wyższość prawdziwego kina nad telewizją, gdzie zombiaki się w ostatnich latach rozgościły. Boyle nakręcił film, który na dużym ekranie można smakować. Nawet sceny śmierci kolejnych truposzów mają swoją poetykę, którą trudno było znaleźć w "The Walking Dead". A przecież ten serial wycisnął z mitologii zombie wszystkie soki.
"28 lat później" nie jest zakończeniem sagi rozpoczętej 23 lat temu. To dopiero jej początek. Następna część, oparta na tekście Garlanda, jest już nakręcona przez Nię DaCostę ("Candyman") i czeka na premierę w styczniu przyszłego roku. W "28 lat później: Świątynia czaszki" powrócić ma Cilian Murphy. W finale tego filmu pojawia się motyw nawiązujący do "Mechanicznej pomarańczy" Stanleya Kubricka. Otwarty też pozostaje ciekawy egzystencjalny wątek z dr Kelsonem w centrum oraz wspomniany wyżej temat ojcostwa. Zanosi się na to, że dwie jego wizje zderzą się w walce o dusze i serce głównego bohatera. Boyle i Garland otworzyli bramy do świata, który mnie intryguje i przeraża. Nie sądziłem, że jeszcze to powiem po seansie filmu o zombie.
8,5/10
"28 lat później" (28 Years Later), reż. Danny Boyle, Wielka Brytania, USA 2025, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 20 czerwca 2025 roku.